już bardzo dawno, bo trzy lata temu, zaprzestałem całkowicie chodzenia na basen i pływania. Nie bardzo wiem dlaczego, ale po dzisiejszym dniu zamierzam to zmienić. Wprawdzie pierwsze długości basenu pokonywałem w trudzie i znoju, ale z każdym kolejnym nawrotem szło mi coraz lepiej i mógłbym tak pływać dowolnie długo. A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie, bo z wody wyszedłem zupełnie niezmęczony. I tak sobie myślę, że w dni gdy nie będę jeździł, to będę sobie pływał. Dziś nie pojechałem gdyż przestraszyłem się katastroficznych ostrzeżeń o burzach, ale w pływaniu żadna pogoda nie przeszkadza. Najwyżej woda może być nieco za ciepła, tak jak dziś - aż 29°C! Tłoku rano nie ma, najwyżej po dwie osoby na torze, cena też nie jakaś zaporowa, trzeba korzystać. No i wreszcie mogę korzystać z kolejnej funkcji wyboru ćwiczeń na moim zegarku. :) Cena za bilet normalny - 16 zł/60 min Cena za bilet ulgowy - 10 zł/60 min
Zadziwiająco dobrze znoszę te upały, co wśród moich rówieśników jest raczej wyjątkiem niż regułą. W Piasecznie u córki skorzystałem z okazji i schłodziłem się w basenie i choć woda ma 24°C, to jednak daje trochę ochłody. Potem prosto na wschód do Gassów i dalej klasyczną trasą wzdłuż Wisły. Dwa dzisiejsze wydarzenia zasługują na wzmiankę; jedno to para na hulajnogach, którzy wyprzedzili mnie jadąc ponad 30 km/h i nie dali się doścignąć, choć zasuwałem z wiatrem naprawdę szybko. A drugie to pani w wieku chyba 30 - 40 lat na miejskim rowerze, w masce pod oczy, przyłbicy i białych, bawełnianych rękawiczkach. Co oni zrobili tym ludziom???!!!
Za przykładem naszej forumowej mistrzyni, Elizy - tytuł też od niej zapożyczony - pierwszy raz pojechałem do Sochaczewa pociągiem. Początkowe kilometry po bocznych i całkiem pustych drogach, dopiero jak skręciłem na północ ruch się nieco zwiększył, ale nie w takim stopniu, by nie cieszyć się z jazdy. Tylko fragment słynnej "50" daje mocno w kość, ale dziś było tylko sześć kilometrów hałasu i podmuchów. Zauważyłem zresztą, że ciężarówki z większym zapasem mnie wyprzedzały niż busy i furgonetki. Przy okazji przejazdu przez Secymin, nie mogłem odmówić sobie wizyty w sklepie "U Marty". Dziś wprawdzie tylko kola i drożdżówka, ale też smakowała wybornie - słynnych ciastek z nadzieniem z serka mascarpone nie było. Nieco dalej musiałem wjechać w las po jeden ominięty kwadrat, ale nie ma co się rozwodzić nad tym, tym bardziej, że obiecywałem sobie, że prędko w Puszczę się nie zapuszczę. :) Za długo mi się w tym lesie zeszło i choć jechało mi się dobrze i mogłem śmiało pojechać do domu, wybrałem wariant powrotu pociągiem z Nowego Dworu. dzięki temu obiad zjedliśmy o szesnastej, a nie o siedemnastej. edit: Wpadła gmina Iłów zupełnie niechcący.
Na dalsze eskapady czasu dziś nie miałem, a drogę na Gassy już wielokrotnie sprawdziłem i stwierdziłem, że będzie w sam raz. Tym razem wybrałem nie trójkąt piaseczyński, tylko wariacje na temat dróg Republiki Rowerowej. Nawet do Słomczyna z Cieciszewa podjechałem, czego nigdy nie robię, a potem do Konstancina wojewódzką pojechałem. Drugi podjazd dziś, to Agrykola, gdzie to udało mi się wyprzedzić dziewczynę na Veturillo. Tylko że ja wypluwałem płuca, a ona prowadziła swobodną rozmowę przez telefon! No i nie wiedziała, że się ścigamy...