Wtorek, 3 maja 2016
Kategoria > 100
Po setkę - deszczowa końcówka
Jak już mam nieco więcej czasu, tak jak dziś, a do tego pogoda dopisuje, to dystans krótszy niż sto kilometrów, wydaje się być marnowaniem czasu. Wymyśliłem sobie, że trasa po obu stronach Wisły z mostem w Górze Kalwarii powinna spełnić moje oczekiwania. Nawet jak trochę zabraknie, to można ją wydłużyć jadąc wzdłuż Wisły po praskiej stronie i wracając dowolnie oddalonym mostem.
Poranne słońce i temperatura za oknem 20°C wskazywały na typowo letni zestaw ubraniowy, włącznie z mokrą chustką pod kask, żeby głowa się nie nagrzewała zbytnio. Początek jednak aż tak optymistycznie nie wyglądał> Szybko sobie uświadomiłem, że mój termometr jest bezpośrednio wystawiony na promienie słoneczne i zawyżył o dobre kilka stopni temperaturę. Ratunkiem było tylko szybkie kręcenie, co też zrobiłem i szybko odzyskałem komfort termiczny. Do Gassów tym razem nie pojechałem nad Wisłą Wałem Zawadowskim, wybrałem Czerniakowską, przez Wilanów i przed Powsinem skręciłem na Okrzeszyn. Dalej już normalnie. W drodze spotkałem co najmniej kilkudziesięciu rowerzystów, większość tylko przez chwilę słyszałem za sobą, potem widziałem tylko szybko niknące sylwetki. W Gassach zrobiłem pierwszy przystanek na fotki i łyk picia, a ponieważ nie miałem zamiaru korzystać z promu, pojechałem dalej. Droga nad Wisłą do Góry Kalwarii minęła szybko i przyjemnie, za wyjątkiem ostatniego podjazdu - on chyba jest gorszy od Agrykoli. Potem jeszcze tylko karkołomny zjazd po kocich łbach ulicy Świętego Antoniego i po chwili byłem na moście. Napisałem, karkołomny, ale jeśli trzyma się mocno zaciśnięte hamulce i nie przekracza 8 km/h, to nie ma się czego bać. Z "pięćdziesiątki" pierwszym zjazdem skierowałem się na Glinki i spokojnymi drogami wśród pól, kwitnących sadów i słuchając śpiewu ptaków dojechałem do drogi 801 Warszawa - Puławy. Kawałek musiałem nia pojechać, bo chciałem dojechać do przeprawy od strony Karczewa i sprawdzić, o ile skraca drogę pokonanie Wisły promem. Wyszło 32 kilometry. Ponieważ chciałem zobaczyć postęp prac przy budowie tunelu pod torami w Międzylesiu, jechałem dalej wzdłuż linii kolejowej. Gdy zaspokoiłem swoją ciekawość, skierowałem się w stronę Zerzenia i przy kościele poczułem pierwsze krople deszczu. Wtedy też sobie przypomniałem, że nie sprawdziłem prognozy meteorologicznej i troszkę byłem o to zły na siebie. Deszcz jednak nie mógł się zdecydować, czy chce poważnie padać, czy nie, ja zaś optymistycznie uznałem, że nie przejdzie linii Wisły i spokojnie jechałem dalej. Wprawdzie bliskie grzmoty trochę mi ten nastrój próbowały zepsuć, ale się nie dawałem. Gdy dojeżdżałem do Mostu Siekierkowskiego byłem jeszcze prawie suchy i nie chciałem tracić szansy na setkę, a tak by było, gdybym tę drogę wybrał. Po chwili deszcz pokazał co potrafi i do Mostu Łazienkowskiego dojechałem już nieźle przemoczony. Pod mostem schroniło się kilkanaście osób więc i ja dołączyłem do nich czekając na poprawę aury. Gdy wydało mi się że trochę przestaje ruszyłem z kopyta i po kilkudziesięciu metrach przekonałem się jak wielki był mój optymizm. Deszcz lunął ze zdwojoną siłą i zanim znów znalazłem schronienie, tym razem pod Mostem Poniatowskiego, byłem mokry doszczętnie. Stanie w miejscu wychładza bardziej niż jazda, na szczęście temperatura tylko trochę spadła i hipotermia mi nie groziła. Przyjemnie to nie było i gdy tylko uznałem, że krople są mniejsze i padają rzadziej, ruszyłem w stronę domu. Po przejechaniu mostu naprawdę przestało padać i mogłem pomyśleć nad wydłużeniem tego ostatniego fragmentu, żeby kółek wokół domu nie musieć robić. Pomimo doszczętnie przemoczonego ubrania nie było mi zimno, więc nie było z tym problemu.
A jednak szkoda, że kurtki nie miałem.

Przystań Gassy © yurek55

Dwie godziny później, na drugim brzegu © yurek55

Cennik promu © yurek55

Przed mostem w Górze Kalwarii © yurek55

Most w Górze Kalwarii © yurek55

Fotka z mostu w Górze Kalwarii © yurek55

Przystań Karczew © yurek55

Droga przez wioski © yurek55

...niech no tylko zakwitną jabłonie © yurek55
Poranne słońce i temperatura za oknem 20°C wskazywały na typowo letni zestaw ubraniowy, włącznie z mokrą chustką pod kask, żeby głowa się nie nagrzewała zbytnio. Początek jednak aż tak optymistycznie nie wyglądał> Szybko sobie uświadomiłem, że mój termometr jest bezpośrednio wystawiony na promienie słoneczne i zawyżył o dobre kilka stopni temperaturę. Ratunkiem było tylko szybkie kręcenie, co też zrobiłem i szybko odzyskałem komfort termiczny. Do Gassów tym razem nie pojechałem nad Wisłą Wałem Zawadowskim, wybrałem Czerniakowską, przez Wilanów i przed Powsinem skręciłem na Okrzeszyn. Dalej już normalnie. W drodze spotkałem co najmniej kilkudziesięciu rowerzystów, większość tylko przez chwilę słyszałem za sobą, potem widziałem tylko szybko niknące sylwetki. W Gassach zrobiłem pierwszy przystanek na fotki i łyk picia, a ponieważ nie miałem zamiaru korzystać z promu, pojechałem dalej. Droga nad Wisłą do Góry Kalwarii minęła szybko i przyjemnie, za wyjątkiem ostatniego podjazdu - on chyba jest gorszy od Agrykoli. Potem jeszcze tylko karkołomny zjazd po kocich łbach ulicy Świętego Antoniego i po chwili byłem na moście. Napisałem, karkołomny, ale jeśli trzyma się mocno zaciśnięte hamulce i nie przekracza 8 km/h, to nie ma się czego bać. Z "pięćdziesiątki" pierwszym zjazdem skierowałem się na Glinki i spokojnymi drogami wśród pól, kwitnących sadów i słuchając śpiewu ptaków dojechałem do drogi 801 Warszawa - Puławy. Kawałek musiałem nia pojechać, bo chciałem dojechać do przeprawy od strony Karczewa i sprawdzić, o ile skraca drogę pokonanie Wisły promem. Wyszło 32 kilometry. Ponieważ chciałem zobaczyć postęp prac przy budowie tunelu pod torami w Międzylesiu, jechałem dalej wzdłuż linii kolejowej. Gdy zaspokoiłem swoją ciekawość, skierowałem się w stronę Zerzenia i przy kościele poczułem pierwsze krople deszczu. Wtedy też sobie przypomniałem, że nie sprawdziłem prognozy meteorologicznej i troszkę byłem o to zły na siebie. Deszcz jednak nie mógł się zdecydować, czy chce poważnie padać, czy nie, ja zaś optymistycznie uznałem, że nie przejdzie linii Wisły i spokojnie jechałem dalej. Wprawdzie bliskie grzmoty trochę mi ten nastrój próbowały zepsuć, ale się nie dawałem. Gdy dojeżdżałem do Mostu Siekierkowskiego byłem jeszcze prawie suchy i nie chciałem tracić szansy na setkę, a tak by było, gdybym tę drogę wybrał. Po chwili deszcz pokazał co potrafi i do Mostu Łazienkowskiego dojechałem już nieźle przemoczony. Pod mostem schroniło się kilkanaście osób więc i ja dołączyłem do nich czekając na poprawę aury. Gdy wydało mi się że trochę przestaje ruszyłem z kopyta i po kilkudziesięciu metrach przekonałem się jak wielki był mój optymizm. Deszcz lunął ze zdwojoną siłą i zanim znów znalazłem schronienie, tym razem pod Mostem Poniatowskiego, byłem mokry doszczętnie. Stanie w miejscu wychładza bardziej niż jazda, na szczęście temperatura tylko trochę spadła i hipotermia mi nie groziła. Przyjemnie to nie było i gdy tylko uznałem, że krople są mniejsze i padają rzadziej, ruszyłem w stronę domu. Po przejechaniu mostu naprawdę przestało padać i mogłem pomyśleć nad wydłużeniem tego ostatniego fragmentu, żeby kółek wokół domu nie musieć robić. Pomimo doszczętnie przemoczonego ubrania nie było mi zimno, więc nie było z tym problemu.
A jednak szkoda, że kurtki nie miałem.

Przystań Gassy © yurek55

Dwie godziny później, na drugim brzegu © yurek55

Cennik promu © yurek55

Przed mostem w Górze Kalwarii © yurek55

Most w Górze Kalwarii © yurek55

Fotka z mostu w Górze Kalwarii © yurek55

Przystań Karczew © yurek55

Droga przez wioski © yurek55

...niech no tylko zakwitną jabłonie © yurek55
- DST 100.61km
- Teren 2.00km
- Czas 04:53
- VAVG 20.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Dar Losu
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Coś te Twoje wycieczki ostatnio trzymają się rzeki. Chciałeś kiedyś zostać flisakiem, czy co?
Hipek - 08:14 czwartek, 5 maja 2016 | linkuj
Z tego co pamiętam na pewno był limit aut :P rowerów i ludzi chyba tyle ile się zmieści :)
Też ostatnio myślałam o Gassach - chciałam nawet wczoraj tam pojechać, ale nie mogłam się zebrać i w ogóle nie wyszłam z domu :P Katana1978 - 13:29 środa, 4 maja 2016 | linkuj
Też ostatnio myślałam o Gassach - chciałam nawet wczoraj tam pojechać, ale nie mogłam się zebrać i w ogóle nie wyszłam z domu :P Katana1978 - 13:29 środa, 4 maja 2016 | linkuj
Ależ tłum do przeprawy. Z ciekawości - jaki jest limit miejsc?
michuss - 23:25 wtorek, 3 maja 2016 | linkuj
Niedrogi ten prom, dobrze wiedzieć. Zapiszę sobie cennik. :)
lavinka - 22:36 wtorek, 3 maja 2016 | linkuj
Komentuj