A Strava nadal nie współpracuje. Kliknij tu i napisz czy przekierowało na moją dzisiejszą aktywność. height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/7291282096/embed/dadfb6414e5f4c330f3b63ba4f72530b46ecf1e5">
Na dziś nie planowałem wyjazdu rowerowego, bo to i pogoda niepewna, jakieś burze zapowiadali, do tego jeszcze o jedenastej smutna uroczystość, a potem jeszcze zakupy... Ale córka nieświadoma tych wszystkich uwarunkowań, wysłała wiadomość z prośbą o odbiór z Piastowa zakupionych książek. Bardzo mi to podpasowało, bo dzięki temu miałem okazję jednak się przejechać. Zabrałem do plecaka kurtkę przeciwdeszczową na wypadek tych zapowiadanych burz i pojechałem, odebrałem i coś tam jeszcze pokręciłem, żeby nie było tylko tam i z powrotem. dalekie pomruki burzy usłyszałem dopiero w domu i to już dobrze po obiedzie, a deszczu nie ma do tej pory. Tak to jest z tymi wróżbitami od pogody. Skrypt Stravy nadal nie współpracuje z szablonem bloga i nie da się osadzić klikalnej mapki z trasą przejazdu. W zastępstwie jest zrzut ekranu.
Pochmurnie, 27°C, Odczuwalna temperatura 29°C, Wilgotność 71%, Wiatr 3m/s z PłnW - Klimat.app
Tym razem postanowiłem zrobić mniejszy Kampinos niż ostatnio, czyli nie objeżdżać puszczy naokoło, a przeciąć przez środek, zaczynając od Kampinosu. Zanim jednak zagłębiłem się w puszczę chciałem zrobić przerwę na jedzenie, a nie tak jak wczoraj, o suchym pysku jechać sto kilometrów. Niestety, ku mojemu żalowi, "Klimatyczna" w Lesznie zamknięta z powodu "drobnej awarii technicznej" i musiałem zadowolić się pączkami i kolą w sklepie "Lewiatan" w Kampinosie. Po drodze, na odcinku Górki - Nowy Wilków, moją ciekawość wzbudziły pędzące z przeciwka dziewczyny. Myślałem, że to może jakiś wyścig na dochodzenie, albo jazda na czas, ale spytałem pana zabezpieczającego skrzyżowanie w Nowym Wilkowie i były to zawodniczki Toruńskiego Klubu Kolarskiego "Pacific", robiące trening przed zbliżającymi się Mistrzostwami Polski 22-26.06. A ten pan był ojcem Katarzyny Karasiewicz, zeszłorocznej mistrzyni Polski i pewnie pracownikiem klubu, bo z daleka dopingował nadjeżdżające i wprowadzał czasy do apki w telefonie. Kiedy już zaspokoiłem swoją ciekawość, ruszyłem w dalszą drogę i zanim dojechałem do Leoncina reszta dziewczyn mnie wyprzedziła. Jechały chyba z dwa razy szybciej niż ja. Dogoniłem je przy klubowym busie i w locie życzyłem sukcesów na mistrzostwach. Z innych istotnych rzeczy, wspomnę o nadal mocno zmasakrowanej przez wodociągowców drodze w Dziekanowie. Jeśli będę jechał na północ, to tylko "siódemką" albo z drugiej strony Wisły. PS. Tak szybko dziewczyny jechały, że nie zdążyłem ani jednego zdjęcia zrobić. :( PS2. Strava nie chce wygenerować linku do udostępnienie trasy, więc dziś bez mapki.
Wczoraj na szybko i od niechcenia narysowałem trasę na południowym wschodzie mojego kwadratu. Nie zależało mi na precyzyjnym zaliczeniu wszystkich kwadratów, raczej tych, do których da się dojechać asfaltem. Prawie mi się to udało, ale jednakowoż szutry i drogi gruntowe też mi się trafiły. Na szczęście tym razem obeszło się bez spacerów z rowerem. Niemniej jechało się ciężko, wiatr nie pomagał, gorąco, picia mało, jedzenia jeszcze mniej, czasu na postój i posiłek zero. Do Otwocka dotarłem dziesięć minut przed odjazdem SKM i o 16:30 byłem w domu. Pociąg do Pilawy miałem o 8:30, czyli w sumie wyszła regularna ośmiogodzinna szychta.
Poranna wycieczka śladem zachodnich wiosek, czyli standard, ale dziś nie do końca. Otóz byłem naocznym świadkiem jak w Wojcieszynie, na Trakcie Królewskim, nieoznakowany radiowóz policyjny zatrzymał do kontroli faceta na motorynce. Dziwne i to z wielu powodów. Po pierwsze, to lokalna droga przez wieś. Po drugie ma progi zwalniające, więc słabo się jeździ radiowozem. Po trzecie wczesna godzina, za piętnaście dziewiąta w niedzielę. Po czwarte znikomy ruch, może ze dwa samochody na godzinę. Słyszałem, że zatrzymanego prosili o dowód osobisty, co dalej nie wiem, bo pojechałem dalej. Pewnie mieli podejrzenie, że może być wczorajszy i jedzie do sklepu po zaprawkę. Jeśli tak było, to facet mógł się nieprzyjemnie zdziwić, że w takim miejscu go zatrzymali, i sobie kłopotów narobił.
Dziś wróciłem na kierunek południowo - zachodni, z powrotną trasą wzdłuż S8. Tym razem wysiadłem na stacji Radziwiłłów Mazowiecki, czyli jak dotąd najdalej na linii do Skierniewic. Na miejscu okazało się, że po bezchmurnym, lazurowym niebie w Warszawie nie ma ani śladu. Nad głową dominowała wszechobecna szarość, ale ducha nie traciłem, bo było w miarę ciepło, a prognozy nie przewidywały opadów. Tylko nie wziąłem pod uwagę, że dotyczyły Warszawy, a moja trasa zahaczała aż o województwo łódzkie. No i okazało się, że nawet półtorej godziny nie minęło, a już zaczęło padać i padało przez kolejne trzydzieści kilometrów. W Mszczonowie mignęła mi myśl, by jechać do Żyrardowa i wrócić pociągiem, ale odnosiłem wrażenie, że zaczyna się przecierać i zaraz przestanie. Nie przestało. Ale na drodze technicznej wzdłuż S8 spotkałem jeszcze kilku szosowców ubranych tak jak ja, czyli nie byłem osamotniony w swojej niedoli. Wiedziałem, że im bliżej Warszawy, tym pogoda się zacznie poprawiać i w końcu się doczekałem. Koszulka wyschła błyskawicznie, spodenki prawie też i tylko w butach zostało wspomnienie po deszczu. Ale nie było to zbyt dokuczliwe i już nie musiałem wracać najkrótszą drogą. Pojechałem nieco naokoło, zahaczając prawie o Piaseczno i wbijając się na budowę obwodnicy, którą znów dojechałem do furtki przy Wirażowej. Ale to i tak by było za mało kilometrów i dlatego odbiłem na Ursynów, a później jeszcze trochę naokoło i w końcu dobiłem do stówy. To osiemnasta w tym roku. Przy okazji zaliczyłem łódzką gminę Kowiesy. Max square: 44x44 (-) kwadrat niebieski bez zmian Max cluster: 2431 (+16) czerwonych Total tiles: 4565 (+21) zielone
Zupełnie nie wiedziałem gdzie mam jechać i po prostu zdałem się na przypadek. Skręcałem w losowych miejscach, przypominając sobie dawno nieodwiedzane tereny. W końcu jadąc zakosami dotarłem do Nadarzyna i - ponieważ na Tarczyn nie miałem czasu - skręciłem na Parole, z myślą by po przecięciu katowickiej, wrócić od południa lokalnymi drogami. Niestety rzut oka na zegarek uzmysłowił mi, że muszę jechać najkrótszą drogą, czyli krajową "siódemką". Musiałem bezwzględnie być na trzynastą w domu, bo moje małe dziewczynki jechały z kochaną ciocią nad morze i musiałem je dostarczyć na Ursynów. Zadanie poważne, więc i poważnie przyłożyłem się do pedałowania i dzięki wiatrowi oraz układowi świateł ostatnie kilometry przejechałem NAPRAWDĘ szybko i zdążyłem wszystko zrealizować tak, jak obiecałem.
Jak widać po śladzie, nagrywanie trasy włączyłem dopiero po pięciu kilometrach jazdy i dopisuję jazdę do Reduty po odbiór zakupu. Stąd różnica kilometrów.