Tym razem pociąg zawiózł mnie aż do Kołbieli i tam właśnie zacząłem swój dzisiejszy etap kolarski. Na dobry początek pierwsze (ale nie ostatnie) kilometry po drodze gruntowej przez las, aż do miejscowości o wesołej nazwie Ponurzyca.:)
Z dzisiejszej wycieczki warte zapamiętania jest jedno: Nie warto jechać ulicami Włóki i Bruzdową w Wilanowie, bo nadal nie mają asfaltu. O ile pierwsza ma nawierzchnię szutrową, to druga ma trylinkę, co jest o kilka poziomów gorsze, gdy jedziemy szosą. Plomby i nadgarstki cierpią mocno. Taki mały eksperyment nawigacyjny dziś zrobiłem i już wiem i dzielę się z innymi.
Mój mądry samochód postanowił wymóc na mnie wymianę oleju, wyświetlając stosowny komunikat w języku obcym i pokazując piktogram klucza płaskiego. Nie byłem pewien, czy mogę go zignorować, czy też może autko, obrażone, postanowi pewnego dnia użyć argumentu ostatecznego w postaci strajku. Dla spokojności więc i by nie psuć naszych wzajemnych relacji, włożyłem rower do bagażnika i pojechaliśmy do warsztatu na daleką Białołękę, czy też precyzyjniej, na bliską Kobiałkę. Wracałem na dwóch kołach wzdłuż Trasy Toruńskiej i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to bezapelacyjnie najgorzej poprowadzona droga rowerowa w Warszawie. Te wszystkie zjazdy, podjazdy, meandry, w sąsiedztwie wiecznie stojących w korkach, hałasujących i smrodzących samochodów i do tego nieśmiertelna kosteczka dałna. To chyba tłumaczy, dlaczego jeżdżę tam rzadko i bez przyjemności.
A tak poza tym, to reszta w porządku, tylko prędkość słaba, ale to częściowo pokłosie wczorajszego męczącego dnia, upału i wiatru. Jedyną rzeczą godną uwagi, którą dziś dostrzegłem, to gigantyczny, dwumetrowy oset. Niestety zdjęcie tego nie oddaje.
Jazda w dzisiejszym upale szybciej odbierała mi siły, niż jazda w mrozie. Może zresztą była to też wina wiatru, nie wiem. W każdym razie bez żalu zrezygnowałem z powrotu do domu na rowerze i wybrałem pociąg z Modlina. Trasę z Nowego Dworu znam już na pamięć, a upał skutecznie zniechęcił mnie do pedałowania. Ale założony plan polowania na kwadraty został wykonany, no może z niewielką obsuwą, :) zabrakło metr?, dwa? Będzie na następny raz, może jak się wreszcie wybiorę na powrót z Wyszogrodu drugą stroną Wisły.
W tym roku rzadziej bywam na drogach Republiki Rowerowej Gassy, bo mam nowe wyzwanie rowerowe, czyli zdobywanie kwadratów. Jeżdżenie wciąż po tych samych trasach nie powiększa stanu posiadania i nie likwiduje białych plam. Jednak gdy czasu jest nie za wiele warto odwiedzić stare śmieci, co też dziś zrobiłem. Korzystając z pogody posiedziałem chwilę na słoneczku, uzupełniając mikroelementy w barze Tandem ;) i obserwując przejeżdżających rowerzystów i ich maszyny. No i tyle. PS. Cennika przeprawy promowej inflacja się nie ima, ceny te same od 2016 roku. :)
Po kilku dniach przerwy, tym razem nie spowodowanej lenistwem, a wyjazdem bezrowerowym do stolicy Tatr, dziś na rozgrzewkę wyjazd do Piaseczna i z powrotem. Po drodze załatwiłem sprawę w szkole na Bielskiej i kupiłem sportowe prezenty dla dzieci w Decathlonie. Jako że nic ciekawego do napisania nie mam, wstawiam dwa zdjęcia z Podhala. Pogoda, jaką miałem, każdy widzi.