Nie dawał mi spokoju jeden fragment wtorkowej trasy - ten od Nadarzyna do Komorowa, który wtedy przejechałem nie po śladzie. Czyli wyzwanie w sam raz na niedzielny poranek. Ruch na Grójeckiej i potem na wylotówce krakowskiej aż do samych Janek znikomy. potem można jechać równoległą drogą dojazdową do posesji. Zauważyłem wczoraj, a dziś się upewniłem, że za Raszynem zlikwidowali zakaz jazdy rowerem po jezdni. Mogłem więc już bez stresu zignorować pseudo drogę rowerową, którą Katana codziennie przemierza i fotografuje.
Jako że wczoraj skręciłem na tym rozwidleniu w prawo, dziś pojechałem prosto. W Sękocinie skręciłem w prawo i drogą przez las dojechałem do Nadarzyna, tym razem od strony Kajetanów. Na Stravie jakiś dowcipny użytkownik utworzył tu segment i nazwał go "Sękocin do zjazdu gdzie stoją jagodzianki" - rano jagodzianek nie było. :) Ponieważ jechałem trochę naokrągło, w Nadarzynie na liczniku miałem dwadzieścia trzy kilometry i czas był już wracać. Tym razem uważałem i w pierwszej miejscowości za miastem, czyli w Strzeniówce, skręciłem w ulicę Jodłową.
Przyznam, że nie spodziewałem się takiego zakończenia tej ulicy. Po kilkuset metrach dobrego asfaltu, zaczął się las i droga jak to w lesie... Byłem na sto procent pewien, że ten ślad dostałem od szosowca! A może i przejechał na wąskich oponach te półtora kilometra? Ja w każdym razie przejechałem z jedną tylko podpórką i po kilku minutach wyjechałem znów na asfalt, koło komorowskiego cmentarza parafialnego. Czyli moja ciekawość została zaspokojona, można jechać i tak - i tak. Reszta drogi już bez historii - znaną trasą przez Reguły do domu. Na koniec jeszcze dodam coś o ubiorze. Wczoraj jak na ponad sześć godzin jazdy ubrałem się trochę za lekko. Wprawdzie podczas jazdy nie było mi zimno, ale już w domu jakieś dygotki mnie dopadły. Dlatego dziś ubrałem się zimowo: kominiarka (z odkrytymi ustami i nosem) ale zawsze, podkoszulka termiczna z długim rękawem i kalesony termiczne. Było w sam raz i gdybym wczoraj tak się ubrał, to też bym się nie spocił. :)
Nie miałem zamiaru wracać przez Gassy, więc nie było sensu pchać się do samego miasta, a że czas się kończył, wybrałem najkrótszą trasę, czyli drogą krajową 97 do Piaseczna i potem standardowo Puławską. Dzisiejsza trasa nie sprawiła mi tyle radości co oryginalna wtorkowa, głównie z powodu jazdy w sporym ruchu samochodowym. Tym razem była to niemal niemal połowa przejechanego dystansu. Pogoda też była gorsza, zimna wilgoć w powietrzu, ciemno, mgliście, ponuro, bez słońca. I to tyle na dziś. Aha! Tym razem zjadłem po drodze gruszkę, bo banana nie było w domu. PS. Triban 500 za 1299 zł coraz bardziej do mnie przemawia. Przeczytałem dużo opinii i trafia do mnie co pisze [url=http://yurek55.bikestats.pl/1549460,Wieczorem-po-Warszawie.html#comment917368]Vuki[/url]. Tylko jak się znam, pewnie będę się zastanawiał dotąd, aż ich nie będzie.
To ostatni wieczór iluminacji w Warszawie więc pojechałem jeszcze raz popatrzeć, choć wieczorami niezbyt lubię jeździć. Wracając zajrzałem do Deca i pokręciłem z piętnaście minut na B'twin 520 wpiętym w trenażera. Rozmawiałem ze sprzedawcami o różnicach pomiędzy oferowanymi w sklepie modelami. Dowiedziałem się, że ten najtańszy "500" za 1299 zł, nie ma osprzętu shimano, tylko microshift, o którym pan mówił z dużą rezerwą. No i teraz nie wiem, czy on rzeczywiście taki kiepski jest, czy może sprzedawca wolał żebym kupił "520" na sorze i z karbonowym widelcem?
Najpierw była śnieżyca, a potem breja na jezdniach i chodnikach. Szkoda mi było wczoraj założonego, świeżo nasmarowanego łańcucha i dlatego nie miałem zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Później jednak postanowienie moje nieco osłabło i zdecydowałem się na króciutką jazdę. Miałem do odwiedzenia trzy miejsca blisko domu i uznałem, że rowerem będzie najszybciej i najwygodniej, a łańcuch potraktuję po powrocie WD-40. Wielu twierdzi, że to błąd, ale skoro na opakowaniu jest jak byk napisane: "usuwa wodę"..., więc? . Malkontentom i niedowiarkom zacytuję stosowny akapit: - "Wypiera wodę z powierzchni metalowych, kontaktów elektrycznych, samochodowych układów zapłonowych, narzędzi (także ogrodowych), silników motocyklowych i przyczepnych."
Krótki przejazd, tak żeby się tylko łańcuch ułożył i przestał przeskakiwać. Przejechane 6913 km od wymiany kasety i łańcucha (jeżdżę na 2 łańcuchy) i jeszcze ze dwa tysiące do wymiany pewnie przejadę. PS. Paprykarz zwrócił mi uwagę, na okienko, dziękuję.