Moje rowerowe sumienie znów dziś rano nie pozwoliło wylegiwać się w łóżku, to już drugi dzień z rzędu. Cóż więc było robić? Wstałem i pojechałem. Poczatkowo miałem ambitny plan, wymyślony jeszcze wczoraj, by pojechać do Gassów i zobaczyć prom, ale rzut oka na zegarek wystarczył, by go zweryfikować. Za mało czasu. W każdym razie pojechałem na południe i w Wilanowie znowu spotkałem grupę warszawskich kolarzy zapaleńców z grupy "Ośka", wyruszających na swój coniedzielny trening. Oni pojechali w stronę miasta, ja "rowerówką" do Powsina, by tam skręcić w kierunku Wisły, z zamiarem dojechania do Wału Zawadowskiego. W Okrzeszynie zatrzymałem się na chwilę, by spojrzeć w telefon i upewnić się, że dobrze jadę. no i okazało się, że Lokus nie zapisuje trasy. GPS działał, bo pokazywał miejsce w którym jestem, ale tylko tyle. W tej sytuacji, skoro nie musiałem już troszczyć się o wygląd śladu na mapie, zawróciłem i tą samą drogą wróciłem do domu. Przy okazji zaliczyłem podjazd ulicą Idzikowskiego do Puławskiej i "wszedł" zdecydowanie łatwiej niz Agrykola. Ona nadal pozostaje moją piętą achillesową.
A przyczyna braku mapy z porannego przejazdu leży w telefonie, nie w aplikacji. Włączyłem później na Endomondo i od razu zobaczyłem że nie łapie fixa, tymczasem na Lokusie tego nie widać. Włączasz, chowasz do kieszeni i dopiero po wyjęciu dowiadujesz się, że nie działa. Naprawa tej ustarki polega na wyłączeniu i ponownym włączeniu telefonu. Sprawdziłem to po południu, a załączona trasa pochodzi ze spaceru w Łazienkach. I trzy ostatnie zdjęcia, również.
Udało mi się w końcu wygrać z poduszką i przed śniadaniem wyruszyłem na podbój zachodnich wiosek.
Jeździłem dziesiątki razy tą trasą, a przynajmniej od roku, gdy zrobiłem to zdjęcie, to miejsce czekało na reklamę. I się wreszcie doczekało.