Zapewne niewiele osób z innych dzielnic Warszawy, zna historię Parku Szczęśliwickiego na Ochocie. Mało kto teraz już wie, co to Glinki czy Zwałka. Ja tu mieszkam od dzieciństwa, więc pamiętam sporo z faktów i klimatu tamtych lat, tak fajnie opisanych w książce "W Warszawie, na Ochocie" przez Mirosława Sznajdera. Sam bym tego tak ładnie w słowa nie ubrał, więc oddaję mu głos:
"(...)Przed wojną w tamtych stronach działały cegielnie. Po samych cegielniach nie zostało nic(...)Ostały się stawy, czyli zalane wodą ogromne doły w miejscach, skąd wydobywano gliniany surowiec na cegły. Zaś wśród ludności okolicznej utarła się nazwa - G l i n k i.(...)Dawno, dawno temu, może jeszcze przed wojną, może trochę i po wojnie, za Glinkami rozpościerały się tereny, gdzie ludzie pozbywali się niepotrzebnych gratów, śmieci, gruzu po remontach - oraz wszelkiego innego szmelcu.(...)Tymczasem odpadków przybywało tam więcej i więcej, bo plugawe i dzikie wysypisko z czasem stało się wysypiskiem prawowitym.(...) Zwałka rosła więc wciąz, choć niepostrzeżenie. Rozpierała się na boki, zagarniała nowe włości i wszystko wokół niej stawało się do niej podobne. Pobliskie pola, ogródki działkowe zaśmiecały strzępy gałganów, papiery, butelki, słoiki - zupełnie jakby nie góra śmieci to była, ale jakiś podejrzanie cichy wulkan tchnący dyskretną erupcją.(...) szafirowe dawniej głębie stawów na G l i n k a c h pociemniały w takim sąsiedztwie. Ze zboczy osuwały się w topiel spróchniałe drewna szaf, sprężyny łóżek, zgniłe podłą kartonowe, ciała kotów i zagryzających się tu na śmierć zgłodniałych psów, połamane ramy obrazów, żużel i szlam ze zboczy.(...)Z wysoka, z olbrzymiejących ścian zwałki niosły się ochrypłe głosy ptaków i ludzi; ręczne wózki, konne furmanki i samochody wlokły się pod górę krzywą drogą i coraz bliżej chmur wyzbywały się smrodliwej, pokiereszowanej, odrażającej zawartości...A potem owe odgłosy życia jęły zamierać, cichnąć, ruch rąk i skrzydeł ustawał. I znikł.(...) I tak przeszły następne lata. A po tych latach nieruchomego trwania zaczął się tu inny ruch. Już nie archaiczne wózki i furki konne, ale wielkie ciężarówki jęły wozić na Zwałkę masy ziemi, którą następnie po rupieciach i gnoju rozpościerały spychacze. Przed lustrem stawów Zwałka stroiła się powoli i piękniała do nowych ról.(...)"
Byłem potrzebny w Piasecznie, to chętnie pojechałem. Zmieniłem tylko tym razem trochę trasę, bo jakoś mnie dziś Aleja Krakowska denerwowała. Początkowo miałem zamiar skręcić dopiero w Magdalence, ale ostatecznie uciekłem z tej wylotówki już w Raszynie. I tak jechałem, jechałem, aż w pewnym momencie asfalt mi się niespodziewanie skończył. Zawsze to jakieś urozmaicenie, ale wczoraj godzinę zajęło mi czyszczenie roweru, mycie napędu itp., a droga wśród pól wyglądała tak.
Co to za budynek, nie wiem i do czego ta okrągła budowla służy, też nie wiem. Dziś nie miałem czasu tego sprawdzać, może kiedyś? A zmieniony łańcuch zaczyna mi przeskakiwać, przeżył już cztery tury po 500 kilometrów na tej zębatce, czyli ma przejechane 2000 kilometrów. Tylko na zimę zmieniać napęd? Nie wiem. . .
Trochę za późno się obudziłem, by wybrać się dalej, więc pozostało tylko miasto. A na dodatek słyszałem, co się dzieje za oknem i widziałem, jak ruszają się korony drzew na podwórku. Początek był rewelacyjny, na Grójeckiej bez wysiłku osiągnąłem 28km/h i korzystając z pomocy wiatru w plecy, dojechałem aż do Zielenieckiej. Najchętniej pojechałbym do Terespola, albo chociaż do Mińska Mazowieckiego, bo takie liczby na liczniku oglądam niezwykle rzadko, no ale... Dlatego też trochę ku pamięci, a trochę z masochizmu, postanowiłem zobaczyć, co od ubiegłej niedzieli zmieniło się na froncie demolowania resztek FSO. Po drodze uwieczniłem postęp remontu biurowca.